Siedzę całymi dniami na dziewiętnastym piętrze i patrzę na kolejne zachody słońca na piotrkowskiej. Ani to luksusowy apartament, ani dom w górach, ale kolejne marzenie, które planuję wykorzystać w całości. Rozłąki zawsze bolą, jest obco i dziwnie. Ale to wyzwanie, któremu zamierzam podołać, kursować między łodzią, lublinem, warszawą i innymi miastami. Mam wspaniałych ludzi, nieważne czy dzieli nas kilometr czy sto. Pozwiedzamy.
A jutro jest pierwszy października i trzeba wstać o kosmicznej siódmej rano.