niedziela, 29 listopada 2015

portraits.









miałam w lublinie  kilkanaścioro przyjaciół, spokojne życie, psa, dom i najlepszą przyjaciółkę. do tego wiele twarzy, wszystkie mniej lub bardziej znajome. teraz jestem tu, w łodzi, mam zapalenie ścięgna w nodze, bo trzeba było biegać, dużo biegać. bo życie tutaj toczy się zdecydowanie wolniej niż na siłowni. 
czas zmienić przyzwyczajenia.
teraz już nikt nie zrobi mi kanapek na śniadanie kiedy zaśpię, nikt nie zastąpi mi budzika, z nikim nie napiję się waniliowej latte czy smerfowego piwa między białymi ścianami i przezroczystymi dachami, gdzie siadają gołębie i biją się naczynia.
a może napije, tylko rzadziej, po długiej podróży, na pewno inaczej, ale chyba nie gorzej? 


narazie słucham keatona na żywo i w głośnikach, planuje kolejne wyjazdy, przyklejam zdjęcia na ściany, śnię o dziwnych rzeczach, buduję swój osobisty schron w białym pokoju ze starym biurkiem i wcale nie robię się bardziej odpowiedzialna.